O kuchni azjatyckiej krążą legendy. Jedni zachwycają się jej smakiem, inni nie chcą nawet o niej słyszeć przywołując czworonożne konotacje.
Bar azjatycki odkryłam przypadkowo. Kiedy idzie się ulicą Paderewskiego uwagę zwraca pusty plac, który pozostał po wyburzonym budynku. W jego głębi vis-a-vis dawnej kawiarni „Wiedeńska” znajduje się Xen.
Trzeba przyznać, że z zewnątrz lokal jest mało zachęcający. Wchodząc można zobaczyć wygląd kuchni, której całe „dobrodziejstwo” widoczne jest przez okna oraz oszklone drzwi.I tu miłe zaskoczenie, panuje tam porządek. To napawa optymizmem.
W środku mini barek, przy którym składa się zamówienie. Przechodzę do sali. Siadam, jestem sama, a muszę zająć miejsce przy 4 osobowym stole, który jest pokaźnych rozmiarów. Wszystkie „miejscówki” są takie same.
„Xen” oferuje: sajgonki, zupy, dania z: kurczaka, kaczki, wołowiny, wieprzowiny, schabui cielęciny. Można tu zjeść także krewetki oraz rybę. Niemal wszystkie posiłki serwowane są w postaci: 5 smaków, po chińsku,
z warzywami, na słodko-kwaśno. Można jednak znaleźć bardziej oryginalne
np. z trawą cytrynową, z bambusem oraz po kantońsku.
Czekam na swoje zamówienie. Z głośników słychać azjatycką muzykę,
z kuchni dobiegają równie oryginalne dźwięki. Do tego w dwóch rogach bibułą kwitnące wiśniowe drzewa (różowe i białe), na ścianach orientalne „ryciny”. Mamy też akcent niewiadomego pochodzenia, czyli sztuczne, żółte żonkile, które stoją w wazonach.
W niespełna 10 minut moje danie przynosi kucharz. Ubrany jest w biały kitel i ma na głowie prawdziwą czapkę niczym Baltazar Gąbka. Łamaną polszczyzną życzy mi smacznego, ale jest tak miły, że zwykły zwrot grzecznościowy urasta do rangi niesamowitego komplementu.
Kurczak słodko-kwaśny (12.50 pln) wygląda apetycznie. Jest to duża porcja, w skład której oprócz mięsa wymieszanego z sosem
i warzywami wchodzi także ryż oraz surówka. Całość jest znakomicie doprawiona i najważniejsze: bardzo smaczna!
Klientów przybywa, dzwoni też telefon – dania można zamówić z dostawą do domu. Próbuję zrobić to wieczorem, ale okazuje się, że nie ma już samochodu. Kolejne podejście robię następnego dnia, tym razem wcześniej i znów fiasko. Szkoda!
Anna Stanisławska
17.12.2011